Z dobrą dekadę temu, kiedy to największym moim zmartwieniem było zrobienie rysunku na lekcję plastyki authorowska seria Agang oznaczała jedno – poważne zastosowanie w bardziej skocznych i wymagających dyscyplinach MTB. Potem nieco o niej ucichło, by po latach reanimowano ją jako osobną markę.
Mateusz Nabiałczyk
Patrząc na nowego Gangstę 7.29 możemy być lekko w szoku, bo zapewnie dla wielu osób profanacją jest nazwanie Agangiem sztywnego 29era o skoku raptem 80mm. Nie da się z tym w pewnym sensie nie zgodzić, ale może to tylko pozory i w owej maszynie uda się odnaleźć ukrytą duszę legendy?
Rower na żywo wygląda bardzo oryginalnie, co w dużej mierze zawdzięcza wygiętej trailowo górnej rurze. Sprawia to, że uzyskujemy większy przekrok, a tego jak wiadomo, nigdy za wiele. Okazuje się, że producent właśnie tak plasuje ten model – Trail XC. Oznacza to ni mniej ni więcej, jak tyle, że rower ma służyć do komfortowego poruszania się w łatwym/średnio trudnym terenie bez konieczności rezygnowania z komfortu przy zachowaniu możliwie dużej wszechstronności.
Geometria zdaje się potwierdzać te założenia w 100%, co spójnie dopełnia całości. Mamy tutaj bardzo długą górną rurę (630mm efektywnie przy 19”), co mnie wybitnie cieszy . Wielu konkurentów, nawet tych z niby sportowymi aspiracjami może się schować. Reszta parametrów w normie, kąty 73/70 gwarantują spokojne prowadzenie. Niestety jest coś, z czym osobiście nigdy pogodzić się nie mogę – 450mm tylnego ogona to po prostu za dużo. Może i na szutrach różnicy nie robi, ale przy slalomach między przeszkodami lub zjazdach z progami już tak. Niemniej zobaczymy, jak będzie w subiektywnej praktyce.
Wspominałem o oryginalnym wyglądzie...po chwili kontemplacji nie sposób wywnioskować inaczej, jak to, że mimo niezbyt wysokiej ceny design był ważnym aspektem przy tworzeniu tej maszyny. Kolorystyka cudnozielonych pancerzy przerzutek, siodełko, białe obręcze, detale chwytów czy hamulców dają przeświadczenie, że dosiądę czegoś, na co przechodnie zwrócą uwagę.
Rower kosztuje 3 699 PLN, a mamy tu grupę Sram X7 z napędęm 2x10, powietrzny amortyzator z ‘teflonowymi’ goleniami i przyzwoitą ramę – nieźle. Za dobór komponentów i cenę wywoławczą należy się pochwała tym bardziej, że producent deklaruje wagę na poziomie 13,2kg. Co najlepsze, w praktyce okazuje się, że rower dokładnie tyle waży przy 19” i to z pedałami XT (* i siodłem Speca 274g) .
Jeśli kogoś interesują szczegóły specyfikacji i geometria to odsyłam na stronę dystrybutora – www.velo.pl, tymczasem postaram się opisać wrażenia z jazdy.
Przy dostosowywaniu roweru do własnych preferencji nie napotkałem żadnych problemów. Szczegółowe oględziny nie stwierdziły wpadek w postaci ocierającego wodzika przedniej przerzutki o oponę, małej ilości miejsca na nią w ramie i innych tego typu historii. Uwadze nie uciekło tylko jedno mocowanie koszyka na bidon. Jest to niewątpliwie wada, pytanie tylko dla jakiej części odbiorców jeden litrowy bidon to za mało?
Bardzo ciekaw byłem nowego RST Firsta 29, który wszedł w miejsce zaskakująco dobrego M29. Regulacja jest banalnie prosta. Pompujemy tylko jeden zawór do wartości identycznych jak w Manitou, u dołu mamy regulację tłumienia powrotu, którego zakres jest odpowiedni, ale dobrze by było, aby jego minimalna wartość była jeszcze mniejsza. Do tego mamy progresywną blokadę skoku pokrętłem, również jak w Mańku. Zapowiada się dobrze, zobaczymy, czy optymizm pozostanie.
Siadam kontrolnie na rower i co się okazuje? Kierownica jakas taka szeroka, wręcz żagiel. Chwytam miarkę, a ta pokazuje 720mm! Chcieliście genów starego AGanga? No to macie. Mimo, że jest płaska, ma ‘29erowego’ backsweepa, za co moje ręce bardzo dziękują.
Akurat tak się składa, że pierwsza jazda zapoznawcza rozpoczyna się przejazdem w otwartym terenie centralnie pod wiatr dmuchający dobre 10m/s. Mam wrażenie, że zaraz zacznę jechać do tyłu. Przy okazji szeroka kiera pokazuje również swoje pierwsze zalety – poczucie kontroli i stabilność są kosmiczne. Gdy tylko dojeżdzam do lasu tętno spada. Potwierdza się, że mamy do czynienia z ospałym czołgiem, który leniwie, ale pewnie reaguje na polecenia. Opony Ritchey Shield okazują się zgodnie z wyglądem bardzo szybkie, a przy tym relatywnie dobrze trzymają. Mimo wilgotnego podłoża nie zaliczam gleby. Amortyzator pracuje tak, jak M29. Co to oznacza? Jest ciągle aktywny, pracuje w dużym zakresie, ale jednak dłonie zaczynają boleć...jak się później okazuje, nie z winy RST a średnio wygodnych chwytów. Szczęśliwie z czasem ręce się przyzwyczajają i po tygodniu problem znika. Przerzutki chodzą świetnie, jak to Sram. Stopniowanie przełożeń jest dobrze wypośrodkowane (korba 39-26 i kaseta 11-36), przy okazji mniejsza patelnia z przodu zwiększa prześwit, co ułatwia m.in. pokonywanie powalonych drzew. Koła są sztywne na tyle, że coraz śmielsze poczynania nie robią na nich większego wrażenia.
Kolejne kilometry lecą, a we mnie kumuluje się nieodparte wrażenie, że producent pozostawił dużą furtkę tak konfigurując ten rower i niejako zmusza właściciela do nadania ostatecznego szlifu.
Rozwiązania są dwa. Pierwsze to pójście w pierwszy człon nazwy serii, do której należy Gangsta, czyli „XC Trail”. Mostek na minus, wszystkie podkładki na górę, golimy łydy i wio! Wypadałoby jeszcze przyciąć kierownicę o jakieś 8-10cm, ale tego nie zrobiłem z powodu nieodwracalności czynu. Mimo wszystko rower zaczął dużo lepiej podjeżdżać, gdyby nie różnica wagi względem mojego prywatnego roweru, to powiedziałbym, że równie dobrze, a to bez wątpienia komplement. Niestety 720mm z przodu i 450mm ogona z tyłu w ciasnych zakrętach nie pomaga. Trzeba zwalniać i nadbierać łuki. Brak pełni szczęścia popycha mnie w kierunku drugiego wyjścia...
Kiera trochę wyżej, niż siodło, lekko dopompowany amortyzator. Przydałoby się jeszcze wsadzić jakąś agresywną oponę (chociaż na przód) i może dodać amortyzatorowi 20mm skoku, co przy tak długiej górnej rurze i kątach krzywdy rowerowi nie zrobi. Choć zmiany znowu niepełne, to szybko okazuje się, że może nie duch, ale duszek starego AGanga dalej gdzieś tam drzemie. Zjazdy są bajecznie proste, kontrola wręcz wzorowa. Dociążenie tylnego koła pozwala bardziej widowiskowo ścinać zakręty. Wnioski są jednoznaczne.
Po 3 tygodniach jestem zachwycony tym, że w tym relatywnie tanim rowerze wszystko dalej działa, nigdy nic mnie nie zawiodło. Wszystko było przewidywalnie przynajmniej takie, jakiego mógłbym się spodziewać. Oczywiście ze zboczonego punktu widzenia ściganta można jeszcze raz wypunktować wspominane wyżej niedogodności, ale dla takich ludzi są inne rowery. AGang nawet nie próbuje nikogo przekonywać, że jest to maszyna do wygrywania...w jakiejkolwiek dyscyplinie MTB.
Gangsta 7.29 to maszyna uniwersalna dla osób nie nastawionych na bezkompromisowy sport, lecz przyjemność i satysfakcję płynącą zarówno z posiadania, jak i dosiadania. Zatem jeśli szukasz rozsądnego rozwiązania na zadanie pod tytułem ‘pierwszy 29er’ lub ‘terenowa maszyna do wszystkiego’ to przekrojowo znając polski rynek odpowiadam, że raczej ciężko o coś lepszego na tę chwilę. Może i ponad 3,5 tysiaka to niemało, ale w zamian otrzymujemy kompletny rower gotowy do jazdy, który w żadnym wypadku nie wymaga na starcie poważnych inwestycji i to bez znaczenia czy masz 50 czy 100kg.
UPDATE
Dziełem przypadku stało się, że czujny czytelnik wytropił niezgodność geometrii na stronie velo.pl i agang.eu. Okazało się, że informacje na polskiej stronie były z roku 2011. Testowany rower ma kąty 71,7/71, mufa obniżona jest o 61, a nie 55mm, a ogon ma 445mm (nie 450).
Szczerze mówiąc nie jestem tym mocno zaskoczony, bo moje odczucia były właśnie jakieś takie nie do końca adekwatne do danych tabelkowych. Z jednej strony ciężko mi było to przyjąć, bo jednak trochę tych rowerów pod dupą miałem i po rzuceniu okiem na liczby jazda zwykle jest tylko utwierdzeniem się w kwestii opinii, z drugiej jednak założyłem, że drobny brak korelacji to zasługa długaśnej kierownicy i amora 80mm.
Dziwiło mnie też to, że mimo 630mm górnej rury, długiego mostka i szerokiego rozstawu dłoni po ustawieniu siodła względem mufy bez problemu sięgałem kokpitu (podobnie jak w prywatnym rowerze o górnej rurze 610mm, ale z podsiodłówką 73,5*). Informacja o kącie rury podsiodłowej 71,7* wyjaśnia moje zaskoczenie, gdyż taki kąt wyraźnie ogranicza wyciągnięcie sylwetki, a że mamy aż 630mm, to po prostu ‘było z czego skracać’.
Informacje na stronie dystrybutora niebawem zostaną zaktualizowane.
Jeszcze raz dzięki za czujność!