Vee Tire, a co to jest? Jakiś azjatycki chłam, nie warto nawet się nad tym pochylać. Pewno ciężkie i plastikowe, ale testować przecież trzeba wszystko, co się nawinie. Poza tym czasami można się nieźle zdziwić. Czy tym razem?
Mateusz Nabiałczyk
Już przed założeniem na obręcze i zgłębieniem internetów czytamy: Vee Tire Crown F-ront, rozmiar 29x2.3, DCC (dwa rodzaje twardości gumy – na grzbiecie twardo, na bokach miękko), oplot 185 TPI, czyli topowo. W ręce to kawał opony, zarówno na szerokość, jak oceniając ilość mięcha. Schwalbe Nobby Nic 29x2,25” w wersji Snake Skin, do którego mógłbym porównać, wypada blado. Tutaj ścianki są grubsze, opona szersza, a waga?
Taki wynik dla krosiarza wyda się wręcz niedopuszczalny, natomiast zważywszy na rozmiar i zastosowanie AM oceniam bardzo wysoko. Co prawda sam bieżnik nie jest wysoki, a klocki nie tworzą wymyślnych wzorów, ale przecież na tym się jeździ, a nie podziwia. Zwróćcie uwagę na przecierany retro pomarańczą bok. Smaczek.
Zakładanie na ZTR Cresta przebiega bezproblemowo, pompką stacjonarną za 70 PLN robimy bezdętkę zalaną (uwaga, test zawiera lokowanie produktu) mleczkiem Trezado i już można ruszać na testy. Acha, na tył założyłem odwrotnie/przeciwnie do kierunku jazdy, gdyż albowiem otrzymałem dwie przednie, a szkoda.
Pierwsze spostrzeżenie to cisza. Opony idą zaskakująco gładko, niemniej dodatkowe 450g masy rotowanej względem wcześniejszego setupu to odczuwalny hamulec. Szerokość robi piorunujące wrażenie – balon ma niemal 63mm! Wg specyfikacji…58. Niestety efekt jest taki, że wózek przedniej przerzutki w wydaniu „po staremu”, czyli na trzy patelnie, haczy przy zrzuceniu na najmniejszą koronkę.
Przyczepność w suchym terenie wzorowa, opona wyjątkowo dobrze radzi sobie w zakrętach, uślizgi są raczej sygnałem ostrzegawczym, aniżeli groźbą niekontrolowanej wywrotki. Przewidywalność to ogromny atut. Niestety ciągłe przyspieszanie po wyjściu z kolejnego ciasnego łuku kradną energię – opona do ścigania zupełnie się nie nadaje, ale przecież nie takie jej przeznaczenie.
Co innego do turystyki górskiej. Wyłączamy stoper i stawiamy na bezstres. Nawet dziura po wbiciu pokaźnego drutu została szybko uszczelniona. Zaleta Trezado, czy Crowna?
Obu, gdyż ilość gumy robi swoje. Dzięki temu też możliwa jest jazda z ciśnieniem w tylnym kapciu na poziomie 1,2 bara (92kg biker), a co za tym idzie, odczuwamy wręcz niebiański komfort.
W błocie nie ma mowy o dramacie, aczkolwiek w skrajnie mokrych okolicznościach żałuje człowiek, że bieżnik nie jest wyższy choćby o milimetr. Z drugiej strony wtedy straciłby się wszystkie zalety (bezszelestność, względnie niskie opory toczenia) i mielibyśmy zupełnie inny produkt.
Śladów zużycia nie sposób się dopatrzeć, aczkolwiek przejechałem na nich raptem 500km. Co ważne, klocki nie mają najmniejszego zamiaru odpadać, całe grzbiety są w stanie perfekt. Aż człowiek żałuje, że nie dostał zestawu przód i tył…tym bardziej, że hamerykanscy badacze wykazują, iż ‘in situ’ tylna sztuka świetnie dopełnia całości, a przy tym okazuje się nad wyraz szybka. Oczywiście jak na gumkę AM/Enduro.
Oceniając z perspektywy i zapatrywań własnych, wielka szkoda, że nie ma wariantu XC o szerokości 2.0-2.1”, co dałoby w tym modelu przyjemne 55-58mm…i przedni XTek mógłby wreszcie pracować na najmniejszej koronce.
Porównanie do Nobby Nica? Wg mnie Schwalbe się chowa, choć jeszcze 5 lat temu uważałem go za super gumkę, ale konkurencja nie śpi. Cena? Około 50$, czyli tak dość normalnie, a trwałością z pewnością nikogo nie zawiedzie. Świetny set do górskiego allroundera, który powinien oprzeć się niejednemu kamyszkowi.